Dadaistyczny bełkot jakim częstują nas macherzy od marketingu to intelektualne opium oparte o zestaw angielskojęzycznych wzwodów mających zaciemnić obraz rzeczywistości. Mówimy zdecydowane “eeee tam” podobnym praktykom i przebijamy to wielkomiejskie zadęcie szpilą sarkazmu, bowiem po owocach się poznamy.
Zły design nie zabija, nie ma przy tym jednej reklamowej prawdy, można zatem prowadzić różne narracje tak by odpowiednie dać rzeczy “słowo” i wzbudzić tuman emocji w odbiorcy. Chętnie prowokujemy, co nie oznacza, że pod krawatem z ulizaną grzywką nie powstają tożsame, równie grzeczne przekazy reklamowe. Cel determinuje środki, niech jednak ów środek będzie w górnych poziomach stanów średnich aniżeli szorował po gustownym dnie.
Dlatego całujemy ziemię po której stąpał Klient o podobnej, co my, estetyce, o otwartej głowie i kieszeni, o sercu mężnym i gotowym nie popaść w rutynę.
Nasz reklamowy oręż wykuwaliśmy w ogniu przemian technologicznych przełomu wieków. Oparłszy się robakom milenijnym i dotkomowym bańkom, stawialiśmy kroki w czasach, gdy w kraju królowało 22% bezrobocie a UE było mityczną krainą dobrobytu. Nie było ulg zusowskich, podatków wysokości świeżo ściętej trawy a Urząd Skarbowy ścigał się o palmę pierwszeństwa w bezwzględności z Robespierrem. Przyspieszony kurs z XIX ekonomii wzbogacali niewypłacalni klienci i wilcze prawa wymiaru sprawiedliwości pozbawiały życia co słabsze sztuki na rynku.
Z politowaniem przyjęliśmy hurrapesymizm świata w reakcji na kryzys 2008 roku, strzepnąwszy z ramion pyłek obniżającej się konsumpcji i PKB śmiało wypatrywaliśmy jutrzenki swobody. Zbyt długie wypatrywanie przez okno oznak nadziei przez moment przysłoniła chmurka pandemii, która okazała się była zaledwie obłoczkiem w cieniu, którego zakwitł nowy ład, którego owoce mocno niedojrzałe i spryskane pestycydami dobrych chęci polityków przysłoniło tornado ciągnące się ze wschodu. Owszem przypominając sobie cyrylicę oraz “Czterech pancernych i psa”, marsowe czoło lekko napięło się w słowiańskim nerwie, którego poluzować można tylko szpadlem albo samogonem. Wykorzystujemy tą skumulowaną energie do okiełznania EjAj, które w postaci piątek jeźdźca apokalipsy podobno zmiecie z planszy znany nam świat. Jednak nie z nami te numery, jesteśmy gotowi, jesteśmy zwarci a niejednokrotnie uśmiechnięci, chociaż bywa to mylone z nerwobólem na twarzy.
Można by rzec agencja reklamowa zielona góra, można by rzec
cdn.